W ofercie był m.in. szwedzki stół, w praktyce niewiele mający wspólnego z owym stołem. Stąd może apel do właścicieli pensjonatów, nie przesadzajmy z obietnicami i takimi reklamami. Może lepiej obiecać mniej a później miło zaskoczyć gości przygotowanymi atrakcjami. W każdym razie obiecujmy na miarę swoich prawdziwych możliwości, inaczej nikt do was nie przyjedzie po raz drugi.
Mimo, że pełnia sezonu w większości lądeckich obiektów znajdują się informacje o wolnych miejscach. Czyżby do Lądka przyjeżdżało tak nagle o wiele mniej gości ? Pamiętam niedawne czasy, kiedy to wprost walczyło się o wolne miejsce, nawet z pewnym wyprzedzeniem. Siedząc przy fontannie przypadkowo poznani ludzie tłumaczą mi to znacznie mniejszymi dochodami naszych rodaków i coraz silniejszą konkurencją z nawet odległych znacznie krajów. Może jest w tym wiele prawdy, faktem jest jednak mniejsza ilość lądeckich gości.
Lądecki czas spędzamy na aktywnym wypoczynku. Stąd wytrwale „testujemy” ścieżki i szlaki wokół uzdrowiska. Lądek zaskakuje wieloma atrakcyjnymi szlakami przygotowanymi praktycznie dla każdego. Szlaki są tu wyjątkowo dobrze oznakowane. Jadąc od czeskiej strony /Travna / stajemy na granicznym parkingu na Przełęczy Lądeckiej. Tym razem wybieramy szlak na Borówkowy idący wprost przy granicznych słupkach. Większość turystów to jednak nasi południowi sąsiedzi, w tym wielu z małymi nawet dziećmi. Każdy wita nas swoim „dobry den”, niestety zapominany u nas obyczaj a szkoda.
Na Borówkowej jak zwykle wejście na widokową wieżę i krótki odpoczynek. Przyciąga zapach z pobliskiego czeskiego bufetu. Zamawiamy kiełbasę i na pozór dość prozaiczne spostrzeżenie. Smażąc kiełbasę nie leje się z niej aż tyle wody co z naszej rodzimej. Przypomina mi się kultowe pytanie, ile cukru jest w tym cukrze ?
Innym razem wybieramy się do ruin zamku Karpień, którego dzieje sięgają XIV wieku. Zawsze brakowało mi czasu na owo odbicie a to przecież tylko niecałe 15 minut od szlakowej pętli. Wspaniałe widoki z ciekawą też historią tego miejsca. Wracając odpoczywamy przy leśnym kościółku z 1872 roku. To w jego odbudowę zaangażowali się miejscowi leśnicy i myśliwi. Poświęcony w 1995 r. NMP i św. Hubertowi stanowi górską świątynię myśliwych, leśników i ekologów. Na zboczach Trojaka, niewiele tylko zbaczając ze szlaku zbieramy koszyk dorodnych grzybów.
Wrzosówka to nasze kolejne magiczne miejsce. Na szczęście jeszcze nie zabudowane. Warto pozostawić takie miejsca przyszłym pokoleniom, nie sztuka przecież wszystko zabudować. Siedzę tu długo, podziwiając przepiękną panoramę z małym kościółkiem w tle. Z okolicznych łąk dochodzą zapachy ziół a grzybiarze wracają z pełnymi koszykami. I jakże tu nie wracać …
Ale przecież nie tylko górskimi wędrówkami w Lądku się żyje. Trudno nie wybrać się na pyszne tutejsze ciastka czy lody zwł. w słynnym Albrechthalle. O aromatycznej kawie już nie wspomnę. Wieczorem wybieramy się do pijalni w Wojciechu na spotkanie z cyklu „Wielcy Polacy”. Tym razem poświęcone zmarłemu niedawno Tadeuszowi Mazowieckiemu. Spotkania prowadzi Sławomir Pietras nominowany kiedyś do tytułu Mistrza Mowy Polskiej. Są to spotkanie niezwykle ciekawe, prowadzone ze swadą i jakże w pięknym też języku. Szkoda tylko, ze spotkania zakłócają wejścia przypadkowych osób chcących odwiedzić samą pijalnię. Może warto zamknąć na ten czas pijalnię, dedykuję to pod rozwagę organizatorów. W inny dzień, już pod wieczór na tarasie przed Wojciechem ostatni w tym sezonie koncert Orkiestry Zdrojowej. Jak zwykle tłum kuracjuszy ale i mieszkańców. Doskonała muzyka w niemniej doskonałym też wykonaniu. Kolejny wielki plus dla „naszego” Lądka.
Wieczorem wielu z kuracjuszy wybiera lądeckie kawiarnie gdzie odbywają się tradycyjne dancingi. Wybór wielki i zróżnicowany. W nowej kawiarni „Kaprys” usytuowanej w kompleksie Jerzego raczej pustka, bawi się zaledwie kilka osób. Trochę więcej w Klubie Wojskowym czy w Zdrojowej. Za to pełno jak zwykle w słynnym Piekiełku. Zawsze zastanawiam się – dlaczego tak wielu wybiera klimaty rodem z PRL-u.
Cieszą jak zwykle zdrojowe parki, tym bardziej że zakończono właśnie proces ich rewitalizacji. Do odwiedzenia zachęca ostatnio zrewitalizowany Park im. Jana Pawła II oraz Park im. Moniuszki. Wielu fotografujących zwł. że zachwyca parkowa roślinność. Dość powiedzieć, że nasadzono ostatnio ok. dwa i pół tysiąca krzewów a nasze oczy cieszy 16 tysięcy bylin oraz 50 tysięcy sezonowych kwiatków. Niestety rażą jeszcze liczne „zdrojowe” ruiny. Sam Dom Zdrojowy wraz z muszlą to już istny obraz rozpaczy. Na pocieszenie słyszę jednak, że ostatnio podobno coś się ruszyło – trwają jakieś rozmowy i uzgodnienia. Oby tylko nie trwały kolejne lata. Straszy m.in. dawna „Barbara” tuż przy wjeździe z centrum do części zdrojowej, podobnie jak budynek przy zdrojowym kościółku, na placu Partyzantów czy przed wojskowymi sanatoriami. Podobne przykłady można jeszcze mnożyć bez końca. Chociażby dawne sanatoria przy ul. Kościuszki, gdzie kiedyś była słynna „Kaskada”. Może kiedyś doczekam się rozwiązania i tego problemu, wszak Lądek jest istną perełką na zdrojowej mapie regionu.
JANUSZ PUSZCZEWICZ