Zaczęło się od wycieczek zakładowych niezwykle popularnych w latach 70. i 80. To wtedy po raz pierwszy odkryłem urok kłodzkich uzdrowisk, a i samo Kłodzko. Była to na ogół typowa trasa obejmujące zdrojowe parki i pijalnie, kłodzką twierdzę oraz Wambierzyce. Z tamtych wyjazdów zapamiętałem szare i zaniedbane raczej Kłodzko oraz kwitnące latem uzdrowiska.
Z każdego takiego wyjazdu wracałem wyjątkowo naładowany nową trudną do zdefiniowania energią. Widocznie, ten region ma w sobie coś wyjątkowego.
W połowie lat 80. odwoziłem z kolei ojca do lądeckiego sanatorium. Lądek w tamtym okresie zapamiętałem jako uzdrowisko pełne wojskowych, ale też uzdrowisko wyjątkowo tętniące życiem. Z tego okresu pamiętam sanatorium o dźwięcznej nazwie ?Marzenie?. Po latach odszukałem z trudem ten zakątek, dzisiaj to już wielka ruina nieopodal Wojciecha. W każdym razie tata wrócił z Lądka zadowolony a jego opowieściom o tamtym miejscu nie było nigdy końca. Może wtedy zaszczepił mi szczególną sympatię do Lądka.
Po dwudziestu kilku latach skierowano mnie również do lądeckiego sanatorium. Był to “Jan”, wtedy wyróżniający się raczej komfortem wśród innych tego typu obiektów. A że był to przełom lutego i marca zapamiętałem jedynie szaro-bury obraz uzdrowiska i to stałe gonienie na zabiegi na drugi kraniec. Wróciłem z grypą, ale i postanowieniem, że wrócę tu jeszcze latem.
I tak też się stało. Był sierpień kiedy uzdrowisko i okolice mieniły się paletą kolorów wszelakich. Uzdrowisko tętniło życiem, wyjątkowo bogata była m.in. oferta kulturalna. Wtedy bez przerwy coś się działo.
Zapamiętałem z tego okresu organizowane przez poszczególne sanatoria liczne spacery z przewodnikiem. To była wyjątkowa lekcja historii, ale i poznawania poszczególnych zakątków tego uzdrowiska i tego też grodu. Do dzisiaj pamiętam barwne opowieści pani Ewy czy pana Lechosława, brakuje mi ich dzisiaj. Szkoda, że z biegiem czasu zaprzestano organizowania tego rodzaju lądeckich spacerów. Jeżeli się je organizuje to jedynie sporadycznie, np. w Dniu Patrona Lądka Zdroju. Proponuję wró-cić do tej tradycji. Zapewne nie przekracza to finansowych czy organizacyjnych możliwości tutejszego Centrum Kultury zajmującego się promocją, czy samego już uzdrowiska.
Od tamtego czasu bywam tu już często, inni mówią nawet zbyt często. Za każdym razem widzę kolejne zmiany poprawiające w sumie wizerunek miasta i uzdrowiska. Są jeszcze pewne niedociągnięcia czy problemy (do nich zaliczam m.in. popadający w ruinę Dom Zdrojowy), ale i te z czasem zapewne miasto pokona. W każdym razie życzę ?mojemu? Lądkowi dalszego rozwoju i tłumów gości, bo wreszcie z tego większość tu żyje.
Często pytają mnie o moje niezwykłe miejsca na Ziemi Kłodzkiej. Jest ich sporo i dziwne? wciąż je jeszcze odkrywam. Do nich bez wątpienia mogę zaliczyć ?moją? Wrzosówkę, przeuroczy Kamieńczyk, Różankę, Wielki Szczeliniec, Trójmorski Wierch, tak bliską mi Gminę Kłodzko, Polanicę i wiele, wiele innych miejsc. Nie mogę też nie wspomnieć o małych Roszycach, wszak zaliczyli mnie ostatnio do swego grona.
Miejscem szczególnym są jednak Wambierzyce, gdzie tamtejsza Pani zawsze wysłucha nasze modlitwy i błagania. Mam to tego miejsca stosunek wręcz wyjątkowy. Gdy kolejny raz wrzucam do tamtejszej puszki z intencjami swoje błagania, zostaję wysłuchany. Dziękuję więc wyjątkowo owej Pani, bo też jest również patronką całego tego regionu.
Największą radość sprawiają mi zawsze spotkania z osobami, którzy temu regionowi dają coś więcej. Mam na myśli działaczy /dzisiaj to tak niemodne już słowo/ z licznych tutaj towarzystw regionalnych. Podziwiam też pasję miejscowych twórców, staram się odkrywać ich talent i dorobek szerszemu zawsze gronu.
Miałem wielkie szczęście spotkać na tej ziemi wielu, wielu wspaniałych ludzi. Trudno byłoby ich wymienić w jednym odcinku. Dobrze mieć takich Przyjaciół.
Dobrze też mieć swoje wyjątkowe a wręcz magiczne miejsce na ziemi. Miejsce, gdzie wraca się w realu / jak mawia dzisiaj młodzież / ale i w snach czy marzeniach. Taką ziemią jest dla mnie zawsze Ziemia Kłodzka. Ale też, nie wszystko można wyrazić słowami?
Korzystając z okazji dziękuję wszystkim za poświęcony na lekturę czas oraz za miłe słowa. Dziękuję za uwagi, spostrzeżenia czy nawet słowa krytyki. Tylko wtedy widać sens pisania. Wielkie też dzięki Redakcji ?BRAMY? a zwł. pani Krystynie za cierpliwość i publikację.
Autor: Janusz Puszczewicz, ? 2009
/publikacja “BRAMA” nr 04 z dn. 22.01.2010 r./